niedziela, 3 sierpnia 2014

sobota - powrót

Zaraz po śniadaniu i pożegnaniu udaliśmy się w stronę Polski. Granica została przekroczona w miarę sprawnie i o godz. 20 byliśmy już w domu na miejscu.
W imieniu całej grupy chciałbym podziękować dyrektorowi drohobyckiego Liceum Politechnicznego Włodzimierzowi Tkaczowi za serdeczne przyjęcie i zorganizowanie nam zakwaterowania i wyżywienia oraz wszystkim jego pracownikom i jego znajomym, którzy nas gościli.

Wszystko odbyło się wręcz perfekcyjnie - rowery całe, brak  strat w ludziach, skala zadowolenia na maksa.
Myślę, że to był taki wyjazd, o którym się mówi "wakacje życia". Jest  planowany następny.


A w grupie pajechali:

Radek Aksamski - wielkie dzięki za fotki, które wszyscy oglądają
Jacek Hałas - Tobie za pomysły i redakcję tekstu blogowego
Witek Jakubczyk - spiritus movens (siła sprawcza) całej imprezy
Maciej Kamiński
Zimek Szmaj
Piotr Prusinkiewicz
Piotrek Szewczyk
Przemek Grabowski
Marian Maciejczyk - kierowca
Darek Radzikowski - kierowca od rowerów
oraz autor bloga - Tadzik Łukasik

piątek, 1 sierpnia 2014

piątek 1 VIII 2014

Dzisiaj rozpracowywaliśmy kierunek zachodni. Postanowiliśmy pojechać do Sambora, a stamtąd skrajem Karpat do Drohobycza. Pierwszy postój zrobiliśmy po godzinie, gdy z mostu spostrzegliśmy zakola rzeki Bistricy. Temperatura przekraczała 30 stopni, więc natychmiast znaleźliśmy się w wodzie. Po kolejnych godzinach dotarliśmy do centrum Sambora, w którym po raz pierwszy poczuliśmy atmosferę wojenną. Na ulicach spotykaliśmy poraz pierwszy żołnierzy. No a póżniej zaczęły się mordercze podjazdy. Na szczęście znów spotkaliśmy bród na rzece, który posłużył nam do ochłody. Otoczyło nas mnóstwo dzieci. Miejscowi twierdzili, że jesteśmy pierwszymi Polakami, którzy tu dotarli. Po uzupełnieniu zapasów w miejscowym sklepie, który specjalnie dla nas otwarto i krótkiej rozmowie z mieszkańcami kontynuowaliśmy walkę z kilkukilometrowymi podjazdami.  Kolejny dzień spotkaliśmy się z przejawami życzliwości. Polska flaga na naszym rowerze wywoływała za każdym razem przyjazne reakcje: machanie rękami, trąbienie, miganie światłami, pozdrawianie.

Jutro wracamy do Polski i to jest chyba dobry moment, aby podziękować naszym kierowcom:

panu Marianowi Maciejczykowi, który nas przewoził

panu Dariuszowi Radzikowskiemu, właścicielowi firmy G.H.U. Radzikowski - Katering, który woził nasz sprzęt.
















czwartek, 31 lipca 2014

środa, 30 lipca 2014

środa 30 VII 2014

W dniu dzisiejszym postanowiliśmy spenetrować okolice Stryja. Aby się tam dostać musieliśmy pokonać 30 km ruchliwą drogą. W mieście tym spędziliśmy ponad godzinę. Czas ten część uczestników wykorzystała na kąpiel w rzece Stryj. Nikt z grupy nie chiał wracać tą samą drogą, w związku z czym ruszyliśmy w kierunku Lwowa. Po około 15 km skręciliśmy na drogi lokalne. W taki sposób można poznać prowincjonalną Ukrainę, z całym jej kolorytem. Zmusiło to nas do przejechania łącznie 103 km, co spowodowało, że spóźniliśmy się na obiadokolację. Nie  było czasu na odpoczynek, bo w sali gimastycznej czekał zespół koszykarzy ukraińskich, którzy zjawili się dzień przed umówionym terminem. Mimo straszliwego wyczerpania nasi chłopcy dali radę - mecz wygrany! (34:29).

A jutro na LWÓW!!!